czwartek, 9 czerwca 2022

*** (Gdy chowaniec-smętek...)

Gdy chowaniec-smętek skarli przestrzenie
wygasi ample w oknach, zamgli gościniec,
wtedy wsłuchaj się w nów, a posłyszysz
głos: zostaw to wszystko i stań pomiędzy
ręką wyciągniętą na żebry, a domem z dech
starych, ze szmerów robaczych, wnikłych
między bele, gdzie czarny złóg już stężał
i butwieje. Chwyć ją, przyciągnij, patrz
w oczy - w swój prastary nous,
jak na cudze, źle zrośnięte kości -
przełam, złóż na nowo,
wyprostuj się i pracuj,
zawsze pracuj i spójrz jeszcze raz
- sam zsunąłeś z powiek
ten najcięższy głaz.

środa, 10 listopada 2021

In memoriam

P.Kos.

Mija dziewięć lat, dziś też pada śnieg i wciąż
oddaję ci Ptasi śpiew (teraz oprawiony).
Powtarzałeś, że nie ma miejsca lotu,
nie ma miejsca spoczynku. Jest sam lot
zwany dharmą i māyā – poruszenie zasłony
w pustym mieszkaniu; a jednak czuję,
że w nieistnieniu zapisano więcej. Niebyt
równa się byt plus zaprzeczenie.

sobota, 6 listopada 2021

resurrectio

Znalazłem nasze miejsce, lecz to inna łąka,
dlatego żółty dywan mnisi zwijam w nasiona.
I wybieram je kolejno z wgłębień rojnej ziemi,
by rzucić wysoko, w słoneczne przestrzenie.

Materia zgęszcza się koliście w popielaty puch,
ponownie chwytam łodyżki nad linią twoich
nagich bioder, już na tej samej łące,
którą kazałaś mi dobrze zapamiętać.

Teraz rozchylasz usta, robisz to znów –
gasisz dmuchawce.

wtorek, 23 marca 2021

Szuflady

Wciąż żyje twoja wiecznie zmartwiona matka,
robi nam kanapki: na wierzch kładzie plasterki
świeżego ogórka, posypuje solą. Za oknem
burczy traktor, bruździ wzgórze, kirkut majaczy.
Między paznokciami gigantycznego trupa dzieci
grają w siatkówkę. Stoją dwa rowery i drewniana
buda – statek piracki.

A ja nic nie poradzę na tabliczkę mnożenia,
i że nie zdasz do następnej klasy. Na obróbkę
skrawaniem, nowe słowa, smak wódki, twarze
zmienione nie do poznania, na ojca też
nic nie poradzę.

Więc będą: twoje cześć, moje dzień dobry, nowa
matka, inne mieszkania, znów pobrużdżona włóka.
Otwarte oczy, pęknie skorupa, założę spodnie i odwiozę
syna do przedszkola. Może sobie zaparzę kawę, z linii
memuaru spadnie linoskoczek. Innym razem
poszukam cię w sieci.

środa, 20 stycznia 2021

*** (Z tamtych dni...)

Z tamtych dni zapamiętałem nabrzmiałe
ciepło, powolnie zróżowiałe w półmroku,
wysunięte spod czarnych, koronkowych
pajęczynek (wcale nie było ci zimno).

I mocną kawę, ale taką z fusami. Potem
zapytałaś, co to jest cerinthoides. Może
nakarm kota, niech nie skrobie w drzwi.

Z walizką wsuniętą pod łóżko udaliśmy,
że znamy już odpowiedzi
na pozostałe pytania

halucynogenny świt słomiano wdowi

Wyglądam przez okno, trwa proces budzenia:
odpalmiają się klony, kasztanowce, pospolicieje
rozsupłany świergot spapuziałych szczygłów.

Jak jaskrawo wyzłociły się w oczach złocienie
przed domem - tak czuć saharyjskie piaski
pod munsztukiem, zdeptane kopytami wielbłąda
(tamtej karawany na pewno nie dogonię).

Szukając kartki, którą wczoraj zostawiłaś na stole,
wypijam dwie szklanki wody. Ktoś wsunął świstek
pod słoik lipowego miodu (całkiem skrystalizował).
W lodówce Salve regina, mater misericordiae, vita!
wciąż stoi nietknięty browar.

piątek, 2 października 2020

umysłowo zdrowy

Po przebudzeniu pilnuję, aby nie wstawać
lewą nogą - zły omen. I żeby nie wstawać
prawą - nie mogę być zabobonny.

Stawiam obie nogi równocześnie i myślę
o psychiatrach, którzy nerwowo wypalają
kolejne papierosy. Z popiołem po kostki
opowiadają sobie dowcipy o wariatach.

środa, 9 września 2020

Monsiel i żeglarz

Nocą w miasteczku szkaradzą się
najprawdziwsze narośle tysiącletnich
ulic, wąskich chodników w zamknięciu
między kamienicami.

Cegły łypią spod rozpuchniętych tynków,
dlatego chowamy się pod okiennice,
w warsztacie kolorowych szkieł
wydmuchanych obcym językiem
wąsatych bożków.

Rzeka rozszczepia się na włosowate kanały;
teraz płyniemy gondolą po smolistych
arteriach, z powrotem na nasz zimnem
pulsujący strych.

sobota, 5 września 2020

rewolucjonista

Przez mocną siatkę 'mon nounours'
igrasz z kotem, a przecież niedawno
rozpruwał pulsujące ciało myszy.

Na chybotliwych nogach zuchwale
wyrzucasz wyczyny Stachury, Bergsona,
Feuerbacha, Kępińskiego. Leci Crick,
futuryzm, Wells i Domowa Apteka.

Pobłażliwie znosząc twoją bzdurę,
cierpliwie układam z powrotem moje
dorosłe bzdury. Tymczasem mądry
potwór wybiera najwyższe miejsce,
gdzie nie sięgniesz po jego sen.

czwartek, 3 września 2020

Hopperiada (I)

A więc trzeba nam było chwycić tę nić
między palce i przeciągać powoli odcinek
po odcinku, osuwając rumieńce na spłowiałe
kolory, wypromieniać poranne słońca
z okien hotelowych pokoi, policzyć ziarnka
piasku pod stopami. Należało rozciągnąć na
myśli nasze wciąż zdumione twarze,
gdy zasypialiśmy pod kraciastym kocem,
skąpani w jasnej i dobrej chwili.

czwartek, 13 sierpnia 2020

apoteoza szuflady

dlaczego wciąż zbieramy wersy
w okładki w biblioteki niechętne
dłonie a nikt tego potem
nie wypożycza nie bierze nie
rozumie słusznie bądź niesłusznie
a my wciąż własnym sumptem
wciąż w znajome ręce i nieznajome
wyciągnięte z musu bo wypada
aż na horyzoncie śmieciarze krzyczą
dajcie żyć dajcie spokój dajcie nam
spokój z utworami z waszymi nowymi
tworami

niedziela, 26 lipca 2020

tchórze

niepochopne wnioski i karygodne obserwacje
zbiegły się w głębi jak linie perspektywy
choć prawdziwe schowałem je starannie
między zebrane ciosy pamięć poniewierki
inwektywy (te wprost i za plecami)

abyś mogła po latach zaśmiać się
uznawszy obrót słońca wokół ziemi
za drobną usterkę

niedziela, 19 lipca 2020

*** (Dla administracji to nie kłopot... )

Dla administracji to nie kłopot -
kosiarka starannie omija go kołem.
Próg Cinquecento niemal zżarła rdza;
Józefowi wszystko jedno - szedł sam
na bypassy, a spotkał się z bogiem.
Kapcie w śmieciach, meblościanka,
w mieszkaniu remont. Nie ma fotografii,
nie ma barachła. Jeszcze bezpamięć mruczy
spod drzwi: Wciąż bywam gorsza od zła.

poniedziałek, 13 lipca 2020

Capriccio (Park 600-lecia)

Jaskółki kochały się w ukryciu, a teraz
 tną gołębie niebotyki, godne uśmiechu
 niemowlęcia. Palce wzniesione z gondoli
 na wysokość siedmiu miesięcy, ufne w dotyk
 koszących fraczków, głaszczą czerwone dachy
 małej Wenecji, pluski Płonki, spiekły lipiec
 - amalgamat wina, ciasta, różowych szkieł;
 ale wyjście odmieni maski, zaskoczy na chwilę
 chichoty dwudziestoletnich rozczochrańców.

piątek, 22 maja 2020

*** (Powracające sytuacje... )

Powracające sytuacje stały się już nie
immanencją nocną, ale ingredientem samego
mieszkania: ciężkiego stołu, spadkobierczych
krzeseł, pod którymi wędrował kocur; ciebie
- bosej, zwidzianej w satynowej podomce.

Świtanie z podziurawców żaluzji płomyczy
w szybkach art déco; zegar nadal wybija swoje,
ale mężczyźni wynieśli stół. Błąd, bo przecież
nie zasiądziesz przy nowym. Nieopatrznie
wyrzuciłem też miskę po kocie. Czy dlatego
teraz przychodzisz sama? Może kolejne wariacje
wywleką stąd zamysł o powrocie i rozwiejesz się
cała z uporczywym uźroczem.