piątek, 2 października 2020

umysłowo zdrowy

Po przebudzeniu pilnuję, aby nie wstawać
lewą nogą - zły omen. I żeby nie wstawać
prawą - nie mogę być zabobonny.

Stawiam obie nogi równocześnie i myślę
o psychiatrach, którzy nerwowo wypalają
kolejne papierosy. Z popiołem po kostki
opowiadają sobie dowcipy o wariatach.

środa, 9 września 2020

Monsiel i żeglarz

Nocą w miasteczku szkaradzą się
najprawdziwsze narośle tysiącletnich
ulic, wąskich chodników w zamknięciu
między kamienicami.

Cegły łypią spod rozpuchniętych tynków,
dlatego chowamy się pod okiennice,
w warsztacie kolorowych szkieł
wydmuchanych obcym językiem
wąsatych bożków.

Rzeka rozszczepia się na włosowate kanały;
teraz płyniemy gondolą po smolistych
arteriach, z powrotem na nasz zimnem
pulsujący strych.

sobota, 5 września 2020

rewolucjonista

Przez mocną siatkę 'mon nounours'
igrasz z kotem, a przecież niedawno
rozpruwał pulsujące ciało myszy.

Na chybotliwych nogach zuchwale
wyrzucasz wyczyny Stachury, Bergsona,
Feuerbacha, Kępińskiego. Leci Crick,
futuryzm, Wells i Domowa Apteka.

Pobłażliwie znosząc twoją bzdurę,
cierpliwie układam z powrotem moje
dorosłe bzdury. Tymczasem mądry
potwór wybiera najwyższe miejsce,
gdzie nie sięgniesz po jego sen.

czwartek, 3 września 2020

Hopperiada (I)

A więc trzeba nam było chwycić tę nić
między palce i przeciągać powoli odcinek
po odcinku, osuwając rumieńce na spłowiałe
kolory, wypromieniać poranne słońca
z okien hotelowych pokoi, policzyć ziarnka
piasku pod stopami. Należało rozciągnąć na
myśli nasze wciąż zdumione twarze,
gdy zasypialiśmy pod kraciastym kocem,
skąpani w jasnej i dobrej chwili.

czwartek, 13 sierpnia 2020

apoteoza szuflady

dlaczego wciąż zbieramy wersy
w okładki w biblioteki niechętne
dłonie a nikt tego potem
nie wypożycza nie bierze nie
rozumie słusznie bądź niesłusznie
a my wciąż własnym sumptem
wciąż w znajome ręce i nieznajome
wyciągnięte z musu bo wypada
aż na horyzoncie śmieciarze krzyczą
dajcie żyć dajcie spokój dajcie nam
spokój z utworami z waszymi nowymi
tworami

niedziela, 26 lipca 2020

tchórze

niepochopne wnioski i karygodne obserwacje
zbiegły się w głębi jak linie perspektywy
choć prawdziwe schowałem je starannie
między zebrane ciosy pamięć poniewierki
inwektywy (te wprost i za plecami)

abyś mogła po latach zaśmiać się
uznawszy obrót słońca wokół ziemi
za drobną usterkę

niedziela, 19 lipca 2020

*** (Dla administracji to nie kłopot... )

Dla administracji to nie kłopot -
kosiarka starannie omija go kołem.
Próg Cinquecento niemal zżarła rdza;
Józefowi wszystko jedno - szedł sam
na bypassy, a spotkał się z bogiem.
Kapcie w śmieciach, meblościanka,
w mieszkaniu remont. Nie ma fotografii,
nie ma barachła. Jeszcze bezpamięć mruczy
spod drzwi: Wciąż bywam gorsza od zła.

poniedziałek, 13 lipca 2020

Capriccio (Park 600-lecia)

Jaskółki kochały się w ukryciu, a teraz
 tną gołębie niebotyki, godne uśmiechu
 niemowlęcia. Palce wzniesione z gondoli
 na wysokość siedmiu miesięcy, ufne w dotyk
 koszących fraczków, głaszczą czerwone dachy
 małej Wenecji, pluski Płonki, spiekły lipiec
 - amalgamat wina, ciasta, różowych szkieł;
 ale wyjście odmieni maski, zaskoczy na chwilę
 chichoty dwudziestoletnich rozczochrańców.

piątek, 22 maja 2020

*** (Powracające sytuacje... )

Powracające sytuacje stały się już nie
immanencją nocną, ale ingredientem samego
mieszkania: ciężkiego stołu, spadkobierczych
krzeseł, pod którymi wędrował kocur; ciebie
- bosej, zwidzianej w satynowej podomce.

Świtanie z podziurawców żaluzji płomyczy
w szybkach art déco; zegar nadal wybija swoje,
ale mężczyźni wynieśli stół. Błąd, bo przecież
nie zasiądziesz przy nowym. Nieopatrznie
wyrzuciłem też miskę po kocie. Czy dlatego
teraz przychodzisz sama? Może kolejne wariacje
wywleką stąd zamysł o powrocie i rozwiejesz się
cała z uporczywym uźroczem.

wtorek, 12 maja 2020

*** (Po prostu wygniatasz... )

Po prostu wygniatasz przestwory
z punktów drwiącej geometrii,
szczodrze rozdając szerokość
odcinkom, głębię wielokątom
foremnym. I bąble na rękach,
oblanych wrzątkiem na przekór
zeru bezwzględnemu.

środa, 8 kwietnia 2020

*** (Żółte słonie z mosiądzu... )

Żółte słonie z mosiądzu pradawniały za witryną,
pod okultnym wzrokiem afrykańskiej maski.
W asyście wypchanej papugi Matuzalem drzemał
na wózku inwalidzkim, za zakurzonym kontuarem. 

Obudzony, wyjmował z szuflady naddarte
"Morze" z polskimi transatlantykami. Historie
młodzieńczych przygód w Urugwaju, bijatyk
w Punta del Diablo, na zawsze posmaczniały nam
chałką i białymi landrynkami. 

Potem ktoś wykupił maskę. Nie pamiętam, kiedy
przepadły słonie, nazwiska kolegów i woń wschodnich
przypraw. Sklep pokłonił się drzewu i nawet cmentarz
zrównał nasyp po człowieku, który nigdy nie przyznał,
że młodość spędził w mamrze.

środa, 1 kwietnia 2020

Niebieski kwiat (w doniczce)


Do dobrego pokoju wróciłem z wojaży
po odmiennych światach - konstruktach czasu.
W pustej kuchni wciąż matowieją powonie
ciasteczek cytrynowych. Tamta mandarynka
z pestki prześcignęła głowę. Czy na pewno
sprostam pukaniu do drzwi? Jeśli wróciłaś,
nie dręcz się. Odpocznij, nabierz rumieńców.
Protagoniści nie milkną w środku opowieści.

poniedziałek, 30 marca 2020

*** (Gdzieś pada... )

Gdzieś pada kobieta upadła pod mężczyzną
- dwa jabłka obok jabłoni. Słyszycie wrzaski?
Padają ludzie od ludzi, od strychniny za wyżebraną
daninę; od śmiechu, we własnych łóżkach, toaletach,
szpitalach, czasem od zwykłego pulsowania w skroni.
Padają jak świnie, opasy pod nożem rzeźniczym,
jak dzieci w Pompejach - mrówki przyklejone
do podeszwy boga, co się na wieczność wyleguje
w niebiesiech na pryczy. 


I ja padam, na razie na fotel. Śmieszne pociechy,
do diabła z wami! Nie wychylę kielicha dla kurażu,
mam dość koryta na kabel lub baterie. Nie pójdę
do kina, świątyni, pod żadne ołtarze! Nie widać
w ciemni przyjaciół, ale nie zawracam w mętnię.
Zgoda na lęk, śmiało, niemal go słyszę, gdy pada
deszcz, stukając miarowo; gdy puka do mnie,
zwiastując nowy krach. Wyrosnę ponad własny głos
wołający w ciszę: pozwól, mój Pożal Się Boże,
rozbić wyrok, jak te krople o dach.