poniedziałek, 30 marca 2020

*** (Gdzieś pada... )

Gdzieś pada kobieta upadła pod mężczyzną
- dwa jabłka obok jabłoni. Słyszycie wrzaski?
Padają ludzie od ludzi, od strychniny za wyżebraną
daninę; od śmiechu, we własnych łóżkach, toaletach,
szpitalach, czasem od zwykłego pulsowania w skroni.
Padają jak świnie, opasy pod nożem rzeźniczym,
jak dzieci w Pompejach - mrówki przyklejone
do podeszwy boga, co się na wieczność wyleguje
w niebiesiech na pryczy. 


I ja padam, na razie na fotel. Śmieszne pociechy,
do diabła z wami! Nie wychylę kielicha dla kurażu,
mam dość koryta na kabel lub baterie. Nie pójdę
do kina, świątyni, pod żadne ołtarze! Nie widać
w ciemni przyjaciół, ale nie zawracam w mętnię.
Zgoda na lęk, śmiało, niemal go słyszę, gdy pada
deszcz, stukając miarowo; gdy puka do mnie,
zwiastując nowy krach. Wyrosnę ponad własny głos
wołający w ciszę: pozwól, mój Pożal Się Boże,
rozbić wyrok, jak te krople o dach.